Myślałam, że chodzi tylko o dietę. W Zaborówcu odkryłam, czego naprawdę potrzebowałam

Myślałam, że chodzi tylko o dietę. W Zaborówcu odkryłam, czego naprawdę potrzebowałam

Maja z Głogowa zna dietę warzywno-owocową od ponad dwudziestu lat. Przez lata stosowała ją samodzielnie w domu. Dopiero w Zaborówcu zrozumiała, że sama dieta to za mało. Dziś wraca do nas regularnie od 2013 roku – czasem na cały turnus, czasem tylko na kilka dni. „Zawsze na Zaborówiec znajdę pieniądze i ochotę” – mówi.

Majka przyjechała do Zaborówca pierwszy raz w 2013 roku. Planowała zostać trzy dni. Przedłużyła do pięciu. Powód? Ojciec Sebastianowicz prowadził wtedy rekolekcje. – Nie sposób było wyjechać. Były niezwykłe kazania, niezwykłe działanie Ducha Świętego – wspomina.

Wiedziała już wtedy sporo o poście Daniela. Książkę dr Dąbrowskiej znała od 2000 roku. Elementy oczyszczania organizmu praktykował od lat 90. Myślała, że jedzie tylko po zdrowie. Życie napisało inny scenariusz.

Hasło rodzinne: „Zaborówiec – ratunek!”

Majka jest panikarą, jak sama o sobie mówi. Gdy w rodzinie coś się dzieje ze zdrowiem dzieci czy wnuków, rodzina ma swoje hasło. – Córka się śmieje, że mówię: Jezus Maria, jedziemy do doktora Urbana – opowiada, wspominając ważnego ortopedę z Wrocławia.

Ale Majka ma też swoje własne, osobiste hasło. Dotyczy ono jej samej. – Jak trochę sobie narozrabiam z objadaniem się i zaniedbaniem, jak minie rok, dwa bez rekolekcji, to mówię sobie: Jezus Maria, Zaborówiec, ratunek! Trzeba jechać do Zaborówca – wyjaśnia ze śmiechem.

– Nie na wszystko mnie stać. Chętnie bym jeździła po świecie, zwiedzała – przyznaje szczerze. – Ale na Zaborówiec zawsze znajdę pieniądze. To moje pierwsze miejsce. – Nigdy nie przedłożę żadnego wyjazdu turystycznego ponad Zaborówiec. Tutaj dostaję pełnię – mówi z przekonaniem.

Grzeczna uczennica, która nigdy nie oszukuje

Majka ma swoje zasady. Gdy przyjeżdża na post Daniela, trzyma się diety ściśle. Zero kompromisów, zero podjadania. – Jestem bardzo grzeczną uczennicą. Nigdy niczego zakazanego nie spożywam dodatkowo – podkreśla.

Stara się być na wszystkim. Gimnastyka z Tomkiem, która łączy ćwiczenia z humorem. Spacery grupowe z różańcem. Wyjścia do lasu. Masaże. – Jest wszystko w zasięgu ręki – mówi. – I zawsze wszystko działa.

Rezultat? Organizm się oczyszcza. Zdrowie się podratowuje. Człowiek prostuje się fizycznie i psychicznie.

„Sama dieta pewnie by pomogła, ale nie dałaby tego, co daje komplet”

Gdy Majka jechała pierwszy raz, nastawiała się na sprawy dietetyczne. Wiedziała o rekolekcjach, ale nie to było celem. Chciała oczyszczenia organizmu. Chciała lepszego samopoczucia.

Coś się jednak zmieniło. – Zobaczyłam, że sama dieta miałaby korzyści fizyczne. Ale nie dałaby tego, co daje komplet – opowiada.

Komplet to dieta plus duchowość. Kaplica, gdzie można adorować Pana Jezusa. Msza święta. Rekolekcje prowadzone przez różnych księży. – Za każdym razem jakikolwiek rekolekcjonista daje wspaniałe dary ze swojej wiedzy, ze swojego przekazu – mówi.

Ks. prof. Fitych: Trzeba widzieć człowieka integralnie – dusza i ciało

Ks. prof. Fitych: Trzeba widzieć człowieka integralnie – dusza i ciało

Po zatruciu tlenkiem węgla ksiądz profesor Tadeusz Fitych z Kudowy-Zdroju musiał nauczyć się żyć na nowo. Dziś, łącząc pracę naukową z aktywnością fizyczną, wspomagając się dietą warzywno-owocową, znajduje równowagę między wymaganiami umysłu a potrzebami ciała.

Gdy ksiądz profesor Tadeusz Fitych przyjeżdża do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, przywozi ze sobą nie tylko bogaty bagaż doświadczeń naukowych i duszpasterskich, ale także rower. To niecodzienny widok – duchowny w stroju kolarskim, który między modlitwami i wykładami pokonuje kilkadziesiąt kilometrów po okolicznych ścieżkach.

Zatrucie, które zmieniło perspektywę

Historia rozpoczęła się ponad trzy dekady temu. Wikariusz, świeżo po doktoracie, przyjął prośbę biskupów o zastępstwo w parafii pod Zgorzelcem. Podczas tej posługi doszło do zatrucia tlenkiem węgla, które pozostawiło trwałe skutki.

– Wujek, lekarz medycyny przemysłowej, powiedział: z jednej strony Pan Bóg i silny organizm, z drugiej ruch, ruch, ruch. Zacząłem chodzić po górach, jeździć na rowerze. Zostało mi to do dziś i pomaga – wspomina ksiądz profesor.

Rehabilitacja przez ruch stała się stałym elementem jego życia. Dziś, pracując nad publikacjami naukowymi o dyplomacji watykańskiej czy dokumentując dziedzictwo kulturowe ziemi kłodzkiej, zawsze znajduje czas na aktywność fizyczną.

Praca naukowa i troska o zdrowie

Ksiądz profesor ma za sobą imponującą karierę. Przez osiem lat służył episkopatom Europy, był doradcą w Watykanie, dokumentował 220 obiektów małej architektury sakralnej na ziemi kłodzkiej. Za swoją pracę otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

– Pisząc wykłady, dostrzegałem kulturę kapliczek przydrożnych, wyjątkową w skali kraju – opowiada o jednym ze swoich projektów, którego wystawa obejrzała ponad 250 tysięcy osób.

Intensywna praca umysłowa wymaga jednak przeciwwagi. Długie godziny przy komputerze kompensuje jazdą na rowerze i wędrówkami po górach. W Zaborówcu, podczas rekolekcji z postem Daniela, udaje mu się połączyć wszystkie te elementy.

Post Daniela jako element większej całości

W rekolekcjach opartych na 10-dniowej diecie warzywno-owocowej ksiądz profesor widzi wartość wykraczającą poza aspekt zdrowotny.

– Trzeba widzieć człowieka integralnie: dusza i ciało. Łączyć pracę z odpoczynkiem – podkreśla duchowny, wskazując na benedyktyńską tradycję równowagi między modlitwą a pracą.

Podczas pobytu w Zaborówcu pokonuje 20-30 kilometrów dziennie, uczestnicząc jednocześnie w pełnym programie rekolekcyjnym. Dieta warzywno-owocowa wspiera regenerację organizmu, ale równie ważny jest aspekt wspólnotowy.

Wartość wspólnoty w pracy naukowej

– Często żyję samotnie jako naukowiec i celibatariusz, a będąc wśród was, lepiej słyszę, czym żyje świat, jakie są zagrożenia i radości – przyznaje ksiądz profesor.

Rekolekcje pozwalają mu wyjść z izolacji gabinetu naukowego i nawiązać relacje z ludźmi z różnych środowisk. Te doświadczenia wzbogacają jego pracę naukową, dając szerszą perspektywę i kontakt z rzeczywistością życia wiernych.

 

Od Bremerhaven do Gniezna. Marzena o duchowej mocy postu Daniela

Od Bremerhaven do Gniezna. Marzena o duchowej mocy postu Daniela

Marzena mieszka w Niemczech od ponad 30 lat. Jako świeżo upieczona mężatka przyjechała do nas już po raz drugi – najpierw do Zaborówca, teraz do Gniezna. Jej świadectwo to opowieść o przemianie, która wykracza daleko poza oczyszczenie organizmu.

Kiedy Romek, nasz prowadzący, rozpoczynał rozmowę z Marzeną, od razu zwrócił uwagę na jej kwitnący wygląd. – To nie tylko dlatego, że jestem nowożeńcem, ale też post Daniela – śmiała się uczestniczka, która wraz z mężem Marcinem tworzy parę pełną energii i wzajemnego zrozumienia.

Pierwsza próba nie wystarczyła

Historia Marzeny z postami zaczęła się prozaicznie. Przez lata nie potrzebowała żadnych diet, kochała słodycze, które – jak sama mówiła – „nie robiły jej za bardzo dużo złego”. Wszystko zmieniło się wraz z wiekiem.

– Przychodzi średniowiecze i wtedy okazuje się, że tu i tu gdzieś się odkłada – przyznała z rozbrajającą szczerością.

Pierwszym krokiem była dieta dr Dąbrowskiej nad morzem. Doświadczenie okazało się niekompletne – brakowało czegoś więcej niż tylko zmiany jadłospisu. To właśnie wtedy Marzena i Marcin zaczęli szukać głębszego wymiaru oczyszczenia. O poście Daniela połączonym z rekolekcjami słyszała już wcześniej od koleżanek z Polskiej Misji Katolickiej w Bremerhaven, gdzie mieszka. Ale to Marcin odnalazł Zaborówiec.

– Nie byłam za bardzo przekonana, chciałam bardziej nad morze, może Mielno – wspominała. – Ale on się uparł, że tu może być fajnie, więc przyjechaliśmy.

Zaborówiec kontra Gniezno

Po roku małżonkowie wrócili, wybierając tym razem Gniezno. Marzena podzieliła się swoimi przemyśleniami o obu lokalizacjach.

– Zaborówiec jest dla kogoś, kto bardzo potrzebuje odpocząć, spokoju, znalezienia się w sobie. Gniezno jest bardziej kuszące, trzeba bardziej na pokusy uważać, bo jest blisko do centrum. Starówkę mamy 5-10 minut spacerkiem i te wszystkie knajpy… – porównywała.

W Gnieźnie trafili na wyjątkowy czas – obchody tysiąclecia koronacji. Zwiedzali katedrę, wchodzili na wieże, schodzili do podziemi. Byli w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Muzeum Początków Państwa Polskiego, gdzie przewodnik pan Jarosław z pasją opowiadał historię. Wieczorem uczestniczyli w widowisku przedstawiającym tysiącletnią historię Polski – od Mieszka I do świętego Jana Pawła II. Odwiedzili też Ostrów Lednicki z bramą tysiąclecia i śladami dziedzictwa Jana Pawła II.

Najważniejsze dzieje się między ludźmi

Ale prawdziwa magia rekolekcji z postem Daniela rozgrywa się nie podczas zwiedzania, lecz we wspólnocie. Marzena opowiadała o tym z autentycznym wzruszeniem.

– Przyjeżdżasz tutaj, widzisz osoby, które na ulicy byś ominął albo większym, albo mniejszym kołem. Tu jesteś skonfrontowany z takimi osobami, którym wydaje ci się, byś się nie zaprzyjaźnił – mówiła.

A potem następuje przemiana. Po kilku dniach wspólnych modlitw, siedzenia przy jednym stole, nocnych czuwań przy Najświętszym Sakramencie – wszystko się zmienia.

– Te osoby są całkiem inne niż ten zewnętrzny wygląd. One mają coś w sobie. Dla mnie to jest bardzo wartościowe, że czasami odkrywam swoje wady w innych osobach i wtedy jest sygnał, żeby zacząć nad sobą pracować – wyjaśniała.

Pod koniec turnusu atmosfera jest zupełnie inna. – Już cię nikt nie drażni, już cię nikt nie denerwuje. Jesteś spokojniejszym człowiekiem, umiesz zaakceptować tego innego, że jest inny. To jest dla mnie wielki sukces tego postu z tymi rekolekcjami – podkreślała Marzena.

Małżeńskie wyzwania i drugie szanse

Marzena i Marcin są świeżo po ślubie, ale oboje mają za sobą wcześniejsze doświadczenia małżeńskie. To daje im szczególną perspektywę.

– Każdy żył w innej rodzinie, miał inne przeżycia, inną osobowość, charakter. Ta różnorodność może być ubogacająca, ale trzeba mieć więcej zrozumienia – tłumaczyła Marzena.

Szczególnie trudne jest połączenie dwóch dojrzałych osobowości. – Oboje byliśmy tymi osobami, które były dominujące w małżeństwie, decydujące. To jest ciężkie, ale tutaj dzięki tym rekolekcjom, dzięki bliskości Pana Boga jest to łatwiej ogarnąć – przyznała.

Wspólne modlitwy, nocne czuwanie, adoracja – to wszystko bardzo buduje i łączy. – Nawet bym poleciła małżeństwom, które mają jakieś kryzysy, żeby po prostu spróbować w ten sposób zacząć się porozumiewać – dodała.

Post Daniela w praktyce

Sam post to wyrzeczenie się kawy, słodyczy, mięsa i chleba. Dla Marzeny najtrudniejszy był brak tego ostatniego. – Kupiłam bardzo dobry chlebek z piekarni, który pieką na żytnym zakwasie. Najpierw pójdzie do zamrażarki, zanim nastąpi czas, kiedy będzie można go degustować – śmiała się.

Najlepsze świadectwo to życie

Na koniec Marzena podzieliła się refleksją o promowaniu rekolekcji. – Nie chcę robić za dużej reklamy. Boję się, że nie dostanę później miejsca – żartowała, ale zaraz dodała poważniej: – Namawianie kogoś to nie jest celem. Najlepsze będzie owoc z tych rekolekcji.

Po pierwszym wyjeździe znajomi zaczęli pytać: „Czemu tak dobrze wyglądasz? Co się stało? Co zrobiłaś?”. – Ludzie są zainteresowani jak widzą owoce, a namawianie ich na takie posty… człowiek musi do tego sam dojrzeć – podsumowała.

Marzena pozdrowiła serdecznie swoją Polską Misję Katolicką w Bremerhaven, księdza Krzysztofa, wszystkie koleżanki i znajomych, a także grupę biblijną działającą przy misji. My ze swojej strony dziękujemy jej za to piękne świadectwo i czekamy na kolejne spotkanie – czy to w Zaborówcu, Gnieźnie, czy w Obrze. Bo jak widać, każde miejsce ma swój niepowtarzalny charakter, ale wszędzie dzieje się ta sama, głęboka przemiana.

Był w Zaborówcu, tym razem wybrał Gniezno. Marcin o swoich doświadczeniach z postem Daniela

Był w Zaborówcu, tym razem wybrał Gniezno. Marcin o swoich doświadczeniach z postem Daniela

Marcin, Polak mieszkający w Niemczech od 1989 roku, po raz drugi przyjechał na rekolekcje z postem Daniela. Tym razem wybrał Gniezno, by w sercu Polski doświadczyć głębokiego oczyszczenia organizmu i wewnętrznego wyciszenia.

Niektórzy szukają luksusu i komfortu podczas urlopu. Marcin wraz z żoną Marzeną i córką wybrali coś zupełnie innego. Poświęcili ponad 10 dni urlopu, by przyjechać z Niemiec do Centrum Edukacyjno-Formacyjnego Archidiecezji Gnieźnieńskiej na rekolekcje z 10-dniową dietą warzywno-owocową.

Droga do Gniezna

Rok wcześniej Marcin uczestniczył w rekolekcjach w Zaborówcu. Doświadczenie było tak pozytywne, że postanowił wrócić, tym razem wybierając Gniezno.

– Zaborówiec znamy, ma swoje zalety. Tam jest cisza, można się schować w sobie. A tutaj ciekawiło nas coś nowego – powiedział Marcin, emigrant od 35 lat mieszkający w Niemczech.

Wcześniej próbował innych form oczyszczania organizmu, między innymi postu według metody pani Dąbrowskiej na Pomorzu. Tamten pobyt nie był jednak do końca trafiony. W luksusowym hotelu brakowało jedności między uczestnikami, ludzie się wyłamywali z diety. Tu było inaczej.

Więcej niż detoks

Marcin spodziewał się przede wszystkim oczyszczenia organizmu. Otrzymał znacznie więcej. Po 10 dniach poczuł jedność z grupą, którą początkowo oceniał powierzchownie.

– Na początku pomyślisz: ten jest taki, ten jest inny. Po paru dniach weryfikujesz samego siebie. To zmusza do przemyśleń – przyznał Marcin.

W tym roku w ciągu 10 dni schudł 4 kilogramy, choć wcale tego nie planował. Bardziej od utraty wagi cenił sobie pozbycie się toksyn i związków chorobowych.

Siła resetu

Marcin nie ukrywał, że nosi w sobie życiowe obciążenia. Rekolekcje dały mu możliwość zdystansowania się od codziennych stresów. To, co sam nazywa „resetem”, okazało się kluczowe dla jego równowagi psychicznej.

– Po tych 10 dniach wyjeżdżasz z inną energią, pozytywniejszy na pewno  – mówił z przekonaniem.

Szczególnie docenił możliwość rozmów z innymi uczestnikami w herbaciarni. Anonimowość i życzliwość pozwalały otworzyć się bardziej niż wśród znajomych.

Gdy żona wie lepiej… Mariusz o swoim pierwszym poście Daniela

Gdy żona wie lepiej… Mariusz o swoim pierwszym poście Daniela

Mariusz przyjechał do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu z pewną dozą niepewności. Jako debiutant nie wiedział, czego się spodziewać po 10-dniowej diecie warzywno-owocowej.

Czasami najpiękniejsze historie zaczynają się od prostego „tak”. Mariusz wypowiedział je swojej żonie, gdy zaproponowała wspólny wyjazd na rekolekcje z postem Daniela. Ona już znała to doświadczenie – dla niego był to zupełnie nowy świat.

Duchowa posługa przy ołtarzu

– Zupełnie inna perspektywa się otwiera, gdy służy się przy ołtarzu – mówi Mariusz, który jako nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej asystował ojcu Piotrowi Różańskiemu podczas rekolekcji.

Wspólna modlitwa psalmami o poranku, codzienna Eucharystia, wieczorne nieszpory – wszystko to tworzyło rytm dnia nastawiony na duchowy rozwój.

Choroba jako część procesu oczyszczenia

Mariusz nie ukrywa, że jego droga nie była łatwa. Przyjechał w dobrej kondycji zdrowotnej, a w trakcie rekolekcji dotkliwie zachorował. Musiał opuszczać niektóre punkty programu, jednak już po kilku dniach odzyskał siły.

– Cieszy mnie ta wolność, że każdy może sobie tutaj regulować sam, wybierać jak chce. Kaplica jest dostępna 24 godziny na dobę – podkreśla uczestnik.

To właśnie ta wolność wyboru stała się dla niego kluczowym odkryciem. Nikt nie był zmuszany do uczestnictwa we wszystkich aktywnościach. Każdy mógł słuchać swojego ciała i ducha.

Dziś Mariusz zachęca innych do odwagi. Do powiedzenia „tak” na propozycję przemiany. Bo czasami jedno słowo może rozpocząć najpiękniejszą historię naszego życia.