Marcin, Polak mieszkający w Niemczech od 1989 roku, po raz drugi przyjechał na rekolekcje z postem Daniela. Tym razem wybrał Gniezno, by w sercu Polski doświadczyć głębokiego oczyszczenia organizmu i wewnętrznego wyciszenia.
Niektórzy szukają luksusu i komfortu podczas urlopu. Marcin wraz z żoną Marzeną i córką wybrali coś zupełnie innego. Poświęcili ponad 10 dni urlopu, by przyjechać z Niemiec do Centrum Edukacyjno-Formacyjnego Archidiecezji Gnieźnieńskiej na rekolekcje z 10-dniową dietą warzywno-owocową.
Droga do Gniezna
Rok wcześniej Marcin uczestniczył w rekolekcjach w Zaborówcu. Doświadczenie było tak pozytywne, że postanowił wrócić, tym razem wybierając Gniezno.
– Zaborówiec znamy, ma swoje zalety. Tam jest cisza, można się schować w sobie. A tutaj ciekawiło nas coś nowego – powiedział Marcin, emigrant od 35 lat mieszkający w Niemczech.
Wcześniej próbował innych form oczyszczania organizmu, między innymi postu według metody pani Dąbrowskiej na Pomorzu. Tamten pobyt nie był jednak do końca trafiony. W luksusowym hotelu brakowało jedności między uczestnikami, ludzie się wyłamywali z diety. Tu było inaczej.
Więcej niż detoks
Marcin spodziewał się przede wszystkim oczyszczenia organizmu. Otrzymał znacznie więcej. Po 10 dniach poczuł jedność z grupą, którą początkowo oceniał powierzchownie.
– Na początku pomyślisz: ten jest taki, ten jest inny. Po paru dniach weryfikujesz samego siebie. To zmusza do przemyśleń – przyznał Marcin.
W tym roku w ciągu 10 dni schudł 4 kilogramy, choć wcale tego nie planował. Bardziej od utraty wagi cenił sobie pozbycie się toksyn i związków chorobowych.
Siła resetu
Marcin nie ukrywał, że nosi w sobie życiowe obciążenia. Rekolekcje dały mu możliwość zdystansowania się od codziennych stresów. To, co sam nazywa „resetem”, okazało się kluczowe dla jego równowagi psychicznej.
– Po tych 10 dniach wyjeżdżasz z inną energią, pozytywniejszy na pewno – mówił z przekonaniem.
Szczególnie docenił możliwość rozmów z innymi uczestnikami w herbaciarni. Anonimowość i życzliwość pozwalały otworzyć się bardziej niż wśród znajomych.
Mariusz przyjechał do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu z pewną dozą niepewności. Jako debiutant nie wiedział, czego się spodziewać po 10-dniowej diecie warzywno-owocowej.
Czasami najpiękniejsze historie zaczynają się od prostego „tak”. Mariusz wypowiedział je swojej żonie, gdy zaproponowała wspólny wyjazd na rekolekcje z postem Daniela. Ona już znała to doświadczenie – dla niego był to zupełnie nowy świat.
Duchowa posługa przy ołtarzu
– Zupełnie inna perspektywa się otwiera, gdy służy się przy ołtarzu – mówi Mariusz, który jako nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej asystował ojcu Piotrowi Różańskiemu podczas rekolekcji.
Wspólna modlitwa psalmami o poranku, codzienna Eucharystia, wieczorne nieszpory – wszystko to tworzyło rytm dnia nastawiony na duchowy rozwój.
Choroba jako część procesu oczyszczenia
Mariusz nie ukrywa, że jego droga nie była łatwa. Przyjechał w dobrej kondycji zdrowotnej, a w trakcie rekolekcji dotkliwie zachorował. Musiał opuszczać niektóre punkty programu, jednak już po kilku dniach odzyskał siły.
– Cieszy mnie ta wolność, że każdy może sobie tutaj regulować sam, wybierać jak chce. Kaplica jest dostępna 24 godziny na dobę – podkreśla uczestnik.
To właśnie ta wolność wyboru stała się dla niego kluczowym odkryciem. Nikt nie był zmuszany do uczestnictwa we wszystkich aktywnościach. Każdy mógł słuchać swojego ciała i ducha.
Dziś Mariusz zachęca innych do odwagi. Do powiedzenia „tak” na propozycję przemiany. Bo czasami jedno słowo może rozpocząć najpiękniejszą historię naszego życia.
Aldona z Warszawy przyjechała do Zaborówca szukać czegoś dla ciała, a znalazła o wiele więcej. Podczas jednej z mszy świętych przeżyła tak głębokie wzruszenie duchowe, że serce biło jej tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi.
Kiedy Aldona kilka dni przed rozpoczęciem rekolekcji znalazła w internecie informację o turnusie w Zaborówcu, nie wahała się długo. Termin idealnie pokrywał się z jej urlopem, a połączenie rekolekcji z postem Daniela wydawało się wręcz wymarzone.
– Początkowo szukałam czegoś bardziej dla ciała, ale jak znalazłam waszą ofertę, zobaczyłam, że są rekolekcje i post. Super, dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedziała Aldona..
Modliła się tylko o jedno – jeśli Pan Bóg chce, by tam pojechała, niech będą jeszcze wolne miejsca. I były.
Siła wspólnoty w trudnych momentach
Turnus okazał się wyjątkowo liczny – około 70 osób wypełniło pomieszczenia Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego. Dla Aldony, która spodziewała się kameralnej grupy, było to zaskoczenie, ale jakże pozytywne.
– Doświadczenie wspólnoty jest niesamowite. W grupie jest raźniej, zwłaszcza podczas diety. Ludzie się motywują, umacniają, dopingują – wspomina Aldona.
Szczególnie ciepło wspomina swoje współlokatorki Olę i Jolę oraz imienniczkę Aldonę, z którą przypadkiem (choć jak mówi – przypadków nie ma) siedziała przy tym samym stole. Ta bliskość i wsparcie okazały się bezcenne, gdy przychodziły momenty kryzysu.
Mistyczne przeżycie podczas Eucharystii
Prawdziwy przełom nastąpił podczas jednej z mszy świętych. Wcześniej Aldona uczestniczyła w spotkaniu z Mieczysławem Guzewiczem, teologiem i doradcą rodzinnym, które mocno ją poruszyło. Ale to, co wydarzyło się później, przekroczyło wszystkie jej oczekiwania.
– Ojciec Piotr powiedział podczas kazania, że jeśli czujemy zaproszenie do zmiany, to zmieniamy imię i odtąd jesteśmy córką i synem Bożym. Wtedy poczułam falę wzruszenia – relacjonuje.
To, co nastąpiło potem, trudno jej opisać słowami. Wzruszenie było tak silne, że trwało do końca mszy. Podczas przeistoczenia serce biło tak mocno, że myślała, iż wyskoczy z klatki piersiowej. Prądy przeszywały całe ciało.
– To było mistyczne, mocne doświadczenie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje – przyznaje Aldona.
Energia mimo niskokalorycznej diety
Post Daniela, polegający na 10-dniowej diecie warzywno-owocowej, przyniósł zaskakujące efekty. Mimo spożywania zaledwie 400-800 kalorii dziennie, Aldona doświadczyła przypływu energii.
– Moja rodzina się dziwi: „Jak to możliwe? Przecież ty nie jesz normalnie, same warzywa!” A jednak to działa. Czuję się lżejsza – mówi z uśmiechem Aldona.
Dodaje, że nigdy nie była rannym ptaszkiem, a w Zaborówcu wstawała o 5:30 i miała energię na dwugodzinne spacery po okolicznych lasach.
Przesłanie dla wahających się
Aldona ma jasne przesłanie dla wszystkich, którzy słyszą zaproszenie do zmiany, ale się wahają.
– Nie bójcie się podjąć tego zaproszenia. To musi być w gotowości, w otwartości serca – apeluje.
Jej świadectwo pokazuje, że czasem szukamy czegoś dla ciała, a znajdujemy o wiele więcej – przemianę duchową, wspólnotę ludzi, którzy się wspierają, i doświadczenie Bożej obecności tak silne, że zmienia całe życie.
76-letnia Krystyna z Jastrzębia-Zdroju przyjechała do Zaborówca z problemami z nogami po operacji sprzed 14 lat. Po ośmiu dniach postu Daniela odzyskała kondycję, nauczyła się chodzić z kijkami i planuje przejść całą swoją dzielnicę.
Kiedy pani Krystyna przekroczyła próg Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, miała jedną myśl – wykorzystać „ostatni rok gwarancji” po operacji nóg. Dziś, po ośmiu dniach intensywnej kuracji, ta pełna humoru Ślązaczka planuje przejść z kijkami całą dzielnicę Bzie w rodzinnym Jastrzębiu-Zdroju.
Koleżanka pokazała drogę
Droga do Zaborówca rozpoczęła się od świadectwa koleżanki Moniki, która już po raz trzeci uczestniczyła w rekolekcjach z postem Daniela. To ona zabrała panią Krystynę swoim samochodem, pokonując czterogodzinną trasę ze Śląska.
– Mam już nogi słabe. 14 lat po operacji, 15 rok gwarancji, to znaczy, że ja już przed gwarancją – powiedziała pani Krystyna z charakterystycznym śląskim humorem.
Problemy z nogami sprawiały, że codzienna aktywność stawała się wyzwaniem. W domu brakowało motywacji do systematycznych ćwiczeń, a kondycja z każdym miesiącem była coraz słabsza.
Kijki, które zmieniły wszystko
Najważniejszym przełomem okazały się marsze z kijkami nordic walking pod okiem instruktora. Pani Krystyna przywiozła własne kijki, ale dopiero profesjonalna nauka sprawiła, że poczuła różnicę.
– Widzę, że coraz to mi lepiej idzie. Jak pójdę do domu, to ja myślę, że nie wiem czy jak na tych kijkach to całe Bzie przejdę – mówiła z entuzjazmem.
Po ośmiu dniach intensywnych spacerów i ćwiczeń kondycja znacznie się poprawiła. To, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz stało się realnym celem.
Duchowa odnowa w Zaborówcu
Post Daniela to nie tylko aspekt fizyczny. Dla pani Krystyny równie ważne było doświadczenie duchowe, które przeżyła podczas rekolekcji.
– Nigdy w życiu moim, a już 76 lat przeżyłam, nie miałam czegoś takiego wspaniałego. Wspaniała atmosfera, modlitwa. Jest i duchowo przytyć na duszy i schudnąć na ciele – podkreśliła uczestniczka.
Codzienne spotkania z lekarzem, pogadanki duchowe i wspólna modlitwa stworzyły przestrzeń do głębokiej przemiany. Grupa okazała się wyjątkowo zgrana, a pani Krystyna szybko stała się jej duszą towarzystwa.
Anna z Rościnna przyjechała do Zaborówca o kulach i z wysokim ciśnieniem. Po 10 dniach rekolekcji z postem Daniela mówi o cudzie, który się wydarzył – zarówno w jej ciele, jak i duszy.
Gdy Anna pierwszy raz przekroczyła próg Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, płakała przez kilka dni. Nie z bólu czy rozpaczy, ale ze szczęścia, że w końcu tu dotarła. – Ciągle coś stawało na przeszkodzie. Ostatnio nie dysponowałam fizycznie – wspomina 68-letnia mieszkanka Rościnna koło Skoków.
Dramatyczna diagnoza
Droga do Zaborówca rozpoczęła się w szpitalu, gdzie Anna miała przejść operację. Lekarze odwołali zabieg z powodu niebezpiecznie wysokiego ciśnienia krwi. – Ciśnienie było tak wysokie, że nie pozwolono mi się zoperować. Kazano mi się wyleczyć – opowiada.
Stan zdrowia Anny pogarszał się od lat. Wszystko zaczęło się 27 lat temu podczas porodu trzeciego dziecka. – Podpisywałam zgodę na „cesarkę”, ale w bólu człowiek wszystko zrobi. Podwiązano mi jajniki bez mojej wiedzy – zdradza dramatyczne szczegóły.
Konsekwencje tego zabiegu były dramatyczne. Anna zaczęła cierpieć na depresję, wysokie nadciśnienie, problemy z woreczkiem żółciowym. – Czułam wyraźnie, że dosłownie mózg mi drętwieje, i zanosiło się niestety na Alzheimera – mówi, wskazując na głowę.
Wsparcie rodziny
To właśnie bliscy zmotywowali Annę do wyjazdu. – Córka widziała: znowu gotujesz, znowu coś robisz. Mówiła, że mam zadbać o siebie – wspomina. Gdy zobaczyła ogłoszenie o rekolekcjach z postem Daniela pod patronatem świętej Urszuli Ledóchowskiej, od razu wiedziała, że to miejsce dla niej.
Święta Urszula była jej bliska od lat. – Rozkochałam się w niej, gdy przeczytałam książkę „Dzieci rosną na kolanach matek”. Ona mnie napawała taką radością, że można było połączyć modlitwę z fajną pracą – wyjaśnia Anna.
Przełom w Zaborówcu
Pierwsze dni postu Daniela były trudne. Anna borykała się z kryzysami ozdrowieńczymi typowymi dla początku kuracji. Jednak już po kilku dniach nastąpił przełom. – Wczoraj osiągnęłam wynik ciśnienia 80/120. Przez cały czas na tabletkach miałam 100/160 – mówi z radością.
Ale zmiany dotyczyły nie tylko ciała. – Półpasiec jakbym miała, tak się czułam, nie mogłam wstawać i dosłownie tutaj się rozeszło – opowiada o ustąpieniu dolegliwości, które męczyły ją latami.
Tematem przewodnim rekolekcji prowadzonych przez ojca Janusza Chwasta były osiem błogosławieństw. – Każdy dzień płakałam ze szczęścia. Coś dla siebie można było znaleźć. Rozważania ojca ubogaciły mnie i pobudziły do wybaczenia sobie – przyznaje Anna.
W Zaborówcu odnalazła spokój, którego szukała od lat. – Mama Urszula dawała nam taki spokój swojski, taką łagodność. Poczułam się bezpieczna w tej miejscowości – mówi o atmosferze domu rekolekcyjnego.
Nowe życie
Po 10 dniach Anna jest jak odmieniona. Zniknęły opuchnięcia, ustąpiły bóle, ciśnienie się unormowało. – Jestem szczęśliwa, bo naprawdę dosłownie już bym chciała tutaj zostać. Tak mi tu dobrze, tak pięknie – nie kryje wzruszenia.
Jej historia to świadectwo, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Post Daniela, wsparcie wspólnoty i modlitwa przyniosły efekty, których nie udało się osiągnąć latami leczenia farmakologicznego.