Po zatruciu tlenkiem węgla ksiądz profesor Tadeusz Fitych z Kudowy-Zdroju musiał nauczyć się żyć na nowo. Dziś, łącząc pracę naukową z aktywnością fizyczną, wspomagając się dietą warzywno-owocową, znajduje równowagę między wymaganiami umysłu a potrzebami ciała.
Gdy ksiądz profesor Tadeusz Fitych przyjeżdża do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, przywozi ze sobą nie tylko bogaty bagaż doświadczeń naukowych i duszpasterskich, ale także rower. To niecodzienny widok – duchowny w stroju kolarskim, który między modlitwami i wykładami pokonuje kilkadziesiąt kilometrów po okolicznych ścieżkach.
Zatrucie, które zmieniło perspektywę
Historia rozpoczęła się ponad trzy dekady temu. Wikariusz, świeżo po doktoracie, przyjął prośbę biskupów o zastępstwo w parafii pod Zgorzelcem. Podczas tej posługi doszło do zatrucia tlenkiem węgla, które pozostawiło trwałe skutki.
– Wujek, lekarz medycyny przemysłowej, powiedział: z jednej strony Pan Bóg i silny organizm, z drugiej ruch, ruch, ruch. Zacząłem chodzić po górach, jeździć na rowerze. Zostało mi to do dziś i pomaga – wspomina ksiądz profesor.
Rehabilitacja przez ruch stała się stałym elementem jego życia. Dziś, pracując nad publikacjami naukowymi o dyplomacji watykańskiej czy dokumentując dziedzictwo kulturowe ziemi kłodzkiej, zawsze znajduje czas na aktywność fizyczną.
Praca naukowa i troska o zdrowie
Ksiądz profesor ma za sobą imponującą karierę. Przez osiem lat służył episkopatom Europy, był doradcą w Watykanie, dokumentował 220 obiektów małej architektury sakralnej na ziemi kłodzkiej. Za swoją pracę otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
– Pisząc wykłady, dostrzegałem kulturę kapliczek przydrożnych, wyjątkową w skali kraju – opowiada o jednym ze swoich projektów, którego wystawa obejrzała ponad 250 tysięcy osób.
Intensywna praca umysłowa wymaga jednak przeciwwagi. Długie godziny przy komputerze kompensuje jazdą na rowerze i wędrówkami po górach. W Zaborówcu, podczas rekolekcji z postem Daniela, udaje mu się połączyć wszystkie te elementy.
Post Daniela jako element większej całości
W rekolekcjach opartych na 10-dniowej diecie warzywno-owocowej ksiądz profesor widzi wartość wykraczającą poza aspekt zdrowotny.
– Trzeba widzieć człowieka integralnie: dusza i ciało. Łączyć pracę z odpoczynkiem – podkreśla duchowny, wskazując na benedyktyńską tradycję równowagi między modlitwą a pracą.
Podczas pobytu w Zaborówcu pokonuje 20-30 kilometrów dziennie, uczestnicząc jednocześnie w pełnym programie rekolekcyjnym. Dieta warzywno-owocowa wspiera regenerację organizmu, ale równie ważny jest aspekt wspólnotowy.
Wartość wspólnoty w pracy naukowej
– Często żyję samotnie jako naukowiec i celibatariusz, a będąc wśród was, lepiej słyszę, czym żyje świat, jakie są zagrożenia i radości – przyznaje ksiądz profesor.
Rekolekcje pozwalają mu wyjść z izolacji gabinetu naukowego i nawiązać relacje z ludźmi z różnych środowisk. Te doświadczenia wzbogacają jego pracę naukową, dając szerszą perspektywę i kontakt z rzeczywistością życia wiernych.
Marzena mieszka w Niemczech od ponad 30 lat. Jako świeżo upieczona mężatka przyjechała do nas już po raz drugi – najpierw do Zaborówca, teraz do Gniezna. Jej świadectwo to opowieść o przemianie, która wykracza daleko poza oczyszczenie organizmu.
Kiedy Romek, nasz prowadzący, rozpoczynał rozmowę z Marzeną, od razu zwrócił uwagę na jej kwitnący wygląd. – To nie tylko dlatego, że jestem nowożeńcem, ale też post Daniela – śmiała się uczestniczka, która wraz z mężem Marcinem tworzy parę pełną energii i wzajemnego zrozumienia.
Pierwsza próba nie wystarczyła
Historia Marzeny z postami zaczęła się prozaicznie. Przez lata nie potrzebowała żadnych diet, kochała słodycze, które – jak sama mówiła – „nie robiły jej za bardzo dużo złego”. Wszystko zmieniło się wraz z wiekiem.
– Przychodzi średniowiecze i wtedy okazuje się, że tu i tu gdzieś się odkłada – przyznała z rozbrajającą szczerością.
Pierwszym krokiem była dieta dr Dąbrowskiej nad morzem. Doświadczenie okazało się niekompletne – brakowało czegoś więcej niż tylko zmiany jadłospisu. To właśnie wtedy Marzena i Marcin zaczęli szukać głębszego wymiaru oczyszczenia. O poście Daniela połączonym z rekolekcjami słyszała już wcześniej od koleżanek z Polskiej Misji Katolickiej w Bremerhaven, gdzie mieszka. Ale to Marcin odnalazł Zaborówiec.
– Nie byłam za bardzo przekonana, chciałam bardziej nad morze, może Mielno – wspominała. – Ale on się uparł, że tu może być fajnie, więc przyjechaliśmy.
Zaborówiec kontra Gniezno
Po roku małżonkowie wrócili, wybierając tym razem Gniezno. Marzena podzieliła się swoimi przemyśleniami o obu lokalizacjach.
– Zaborówiec jest dla kogoś, kto bardzo potrzebuje odpocząć, spokoju, znalezienia się w sobie. Gniezno jest bardziej kuszące, trzeba bardziej na pokusy uważać, bo jest blisko do centrum. Starówkę mamy 5-10 minut spacerkiem i te wszystkie knajpy… – porównywała.
W Gnieźnie trafili na wyjątkowy czas – obchody tysiąclecia koronacji. Zwiedzali katedrę, wchodzili na wieże, schodzili do podziemi. Byli w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej i Muzeum Początków Państwa Polskiego, gdzie przewodnik pan Jarosław z pasją opowiadał historię. Wieczorem uczestniczyli w widowisku przedstawiającym tysiącletnią historię Polski – od Mieszka I do świętego Jana Pawła II. Odwiedzili też Ostrów Lednicki z bramą tysiąclecia i śladami dziedzictwa Jana Pawła II.
Najważniejsze dzieje się między ludźmi
Ale prawdziwa magia rekolekcji z postem Daniela rozgrywa się nie podczas zwiedzania, lecz we wspólnocie. Marzena opowiadała o tym z autentycznym wzruszeniem.
– Przyjeżdżasz tutaj, widzisz osoby, które na ulicy byś ominął albo większym, albo mniejszym kołem. Tu jesteś skonfrontowany z takimi osobami, którym wydaje ci się, byś się nie zaprzyjaźnił – mówiła.
A potem następuje przemiana. Po kilku dniach wspólnych modlitw, siedzenia przy jednym stole, nocnych czuwań przy Najświętszym Sakramencie – wszystko się zmienia.
– Te osoby są całkiem inne niż ten zewnętrzny wygląd. One mają coś w sobie. Dla mnie to jest bardzo wartościowe, że czasami odkrywam swoje wady w innych osobach i wtedy jest sygnał, żeby zacząć nad sobą pracować – wyjaśniała.
Pod koniec turnusu atmosfera jest zupełnie inna. – Już cię nikt nie drażni, już cię nikt nie denerwuje. Jesteś spokojniejszym człowiekiem, umiesz zaakceptować tego innego, że jest inny. To jest dla mnie wielki sukces tego postu z tymi rekolekcjami – podkreślała Marzena.
Małżeńskie wyzwania i drugie szanse
Marzena i Marcin są świeżo po ślubie, ale oboje mają za sobą wcześniejsze doświadczenia małżeńskie. To daje im szczególną perspektywę.
– Każdy żył w innej rodzinie, miał inne przeżycia, inną osobowość, charakter. Ta różnorodność może być ubogacająca, ale trzeba mieć więcej zrozumienia – tłumaczyła Marzena.
Szczególnie trudne jest połączenie dwóch dojrzałych osobowości. – Oboje byliśmy tymi osobami, które były dominujące w małżeństwie, decydujące. To jest ciężkie, ale tutaj dzięki tym rekolekcjom, dzięki bliskości Pana Boga jest to łatwiej ogarnąć – przyznała.
Wspólne modlitwy, nocne czuwanie, adoracja – to wszystko bardzo buduje i łączy. – Nawet bym poleciła małżeństwom, które mają jakieś kryzysy, żeby po prostu spróbować w ten sposób zacząć się porozumiewać – dodała.
Post Daniela w praktyce
Sam post to wyrzeczenie się kawy, słodyczy, mięsa i chleba. Dla Marzeny najtrudniejszy był brak tego ostatniego. – Kupiłam bardzo dobry chlebek z piekarni, który pieką na żytnym zakwasie. Najpierw pójdzie do zamrażarki, zanim nastąpi czas, kiedy będzie można go degustować – śmiała się.
Najlepsze świadectwo to życie
Na koniec Marzena podzieliła się refleksją o promowaniu rekolekcji. – Nie chcę robić za dużej reklamy. Boję się, że nie dostanę później miejsca – żartowała, ale zaraz dodała poważniej: – Namawianie kogoś to nie jest celem. Najlepsze będzie owoc z tych rekolekcji.
Po pierwszym wyjeździe znajomi zaczęli pytać: „Czemu tak dobrze wyglądasz? Co się stało? Co zrobiłaś?”. – Ludzie są zainteresowani jak widzą owoce, a namawianie ich na takie posty… człowiek musi do tego sam dojrzeć – podsumowała.
Marzena pozdrowiła serdecznie swoją Polską Misję Katolicką w Bremerhaven, księdza Krzysztofa, wszystkie koleżanki i znajomych, a także grupę biblijną działającą przy misji. My ze swojej strony dziękujemy jej za to piękne świadectwo i czekamy na kolejne spotkanie – czy to w Zaborówcu, Gnieźnie, czy w Obrze. Bo jak widać, każde miejsce ma swój niepowtarzalny charakter, ale wszędzie dzieje się ta sama, głęboka przemiana.
Marcin, Polak mieszkający w Niemczech od 1989 roku, po raz drugi przyjechał na rekolekcje z postem Daniela. Tym razem wybrał Gniezno, by w sercu Polski doświadczyć głębokiego oczyszczenia organizmu i wewnętrznego wyciszenia.
Niektórzy szukają luksusu i komfortu podczas urlopu. Marcin wraz z żoną Marzeną i córką wybrali coś zupełnie innego. Poświęcili ponad 10 dni urlopu, by przyjechać z Niemiec do Centrum Edukacyjno-Formacyjnego Archidiecezji Gnieźnieńskiej na rekolekcje z 10-dniową dietą warzywno-owocową.
Droga do Gniezna
Rok wcześniej Marcin uczestniczył w rekolekcjach w Zaborówcu. Doświadczenie było tak pozytywne, że postanowił wrócić, tym razem wybierając Gniezno.
– Zaborówiec znamy, ma swoje zalety. Tam jest cisza, można się schować w sobie. A tutaj ciekawiło nas coś nowego – powiedział Marcin, emigrant od 35 lat mieszkający w Niemczech.
Wcześniej próbował innych form oczyszczania organizmu, między innymi postu według metody pani Dąbrowskiej na Pomorzu. Tamten pobyt nie był jednak do końca trafiony. W luksusowym hotelu brakowało jedności między uczestnikami, ludzie się wyłamywali z diety. Tu było inaczej.
Więcej niż detoks
Marcin spodziewał się przede wszystkim oczyszczenia organizmu. Otrzymał znacznie więcej. Po 10 dniach poczuł jedność z grupą, którą początkowo oceniał powierzchownie.
– Na początku pomyślisz: ten jest taki, ten jest inny. Po paru dniach weryfikujesz samego siebie. To zmusza do przemyśleń – przyznał Marcin.
W tym roku w ciągu 10 dni schudł 4 kilogramy, choć wcale tego nie planował. Bardziej od utraty wagi cenił sobie pozbycie się toksyn i związków chorobowych.
Siła resetu
Marcin nie ukrywał, że nosi w sobie życiowe obciążenia. Rekolekcje dały mu możliwość zdystansowania się od codziennych stresów. To, co sam nazywa „resetem”, okazało się kluczowe dla jego równowagi psychicznej.
– Po tych 10 dniach wyjeżdżasz z inną energią, pozytywniejszy na pewno – mówił z przekonaniem.
Szczególnie docenił możliwość rozmów z innymi uczestnikami w herbaciarni. Anonimowość i życzliwość pozwalały otworzyć się bardziej niż wśród znajomych.
Mariusz przyjechał do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu z pewną dozą niepewności. Jako debiutant nie wiedział, czego się spodziewać po 10-dniowej diecie warzywno-owocowej.
Czasami najpiękniejsze historie zaczynają się od prostego „tak”. Mariusz wypowiedział je swojej żonie, gdy zaproponowała wspólny wyjazd na rekolekcje z postem Daniela. Ona już znała to doświadczenie – dla niego był to zupełnie nowy świat.
Duchowa posługa przy ołtarzu
– Zupełnie inna perspektywa się otwiera, gdy służy się przy ołtarzu – mówi Mariusz, który jako nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej asystował ojcu Piotrowi Różańskiemu podczas rekolekcji.
Wspólna modlitwa psalmami o poranku, codzienna Eucharystia, wieczorne nieszpory – wszystko to tworzyło rytm dnia nastawiony na duchowy rozwój.
Choroba jako część procesu oczyszczenia
Mariusz nie ukrywa, że jego droga nie była łatwa. Przyjechał w dobrej kondycji zdrowotnej, a w trakcie rekolekcji dotkliwie zachorował. Musiał opuszczać niektóre punkty programu, jednak już po kilku dniach odzyskał siły.
– Cieszy mnie ta wolność, że każdy może sobie tutaj regulować sam, wybierać jak chce. Kaplica jest dostępna 24 godziny na dobę – podkreśla uczestnik.
To właśnie ta wolność wyboru stała się dla niego kluczowym odkryciem. Nikt nie był zmuszany do uczestnictwa we wszystkich aktywnościach. Każdy mógł słuchać swojego ciała i ducha.
Dziś Mariusz zachęca innych do odwagi. Do powiedzenia „tak” na propozycję przemiany. Bo czasami jedno słowo może rozpocząć najpiękniejszą historię naszego życia.
Aldona z Warszawy przyjechała do Zaborówca szukać czegoś dla ciała, a znalazła o wiele więcej. Podczas jednej z mszy świętych przeżyła tak głębokie wzruszenie duchowe, że serce biło jej tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi.
Kiedy Aldona kilka dni przed rozpoczęciem rekolekcji znalazła w internecie informację o turnusie w Zaborówcu, nie wahała się długo. Termin idealnie pokrywał się z jej urlopem, a połączenie rekolekcji z postem Daniela wydawało się wręcz wymarzone.
– Początkowo szukałam czegoś bardziej dla ciała, ale jak znalazłam waszą ofertę, zobaczyłam, że są rekolekcje i post. Super, dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedziała Aldona..
Modliła się tylko o jedno – jeśli Pan Bóg chce, by tam pojechała, niech będą jeszcze wolne miejsca. I były.
Siła wspólnoty w trudnych momentach
Turnus okazał się wyjątkowo liczny – około 70 osób wypełniło pomieszczenia Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego. Dla Aldony, która spodziewała się kameralnej grupy, było to zaskoczenie, ale jakże pozytywne.
– Doświadczenie wspólnoty jest niesamowite. W grupie jest raźniej, zwłaszcza podczas diety. Ludzie się motywują, umacniają, dopingują – wspomina Aldona.
Szczególnie ciepło wspomina swoje współlokatorki Olę i Jolę oraz imienniczkę Aldonę, z którą przypadkiem (choć jak mówi – przypadków nie ma) siedziała przy tym samym stole. Ta bliskość i wsparcie okazały się bezcenne, gdy przychodziły momenty kryzysu.
Mistyczne przeżycie podczas Eucharystii
Prawdziwy przełom nastąpił podczas jednej z mszy świętych. Wcześniej Aldona uczestniczyła w spotkaniu z Mieczysławem Guzewiczem, teologiem i doradcą rodzinnym, które mocno ją poruszyło. Ale to, co wydarzyło się później, przekroczyło wszystkie jej oczekiwania.
– Ojciec Piotr powiedział podczas kazania, że jeśli czujemy zaproszenie do zmiany, to zmieniamy imię i odtąd jesteśmy córką i synem Bożym. Wtedy poczułam falę wzruszenia – relacjonuje.
To, co nastąpiło potem, trudno jej opisać słowami. Wzruszenie było tak silne, że trwało do końca mszy. Podczas przeistoczenia serce biło tak mocno, że myślała, iż wyskoczy z klatki piersiowej. Prądy przeszywały całe ciało.
– To było mistyczne, mocne doświadczenie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje – przyznaje Aldona.
Energia mimo niskokalorycznej diety
Post Daniela, polegający na 10-dniowej diecie warzywno-owocowej, przyniósł zaskakujące efekty. Mimo spożywania zaledwie 400-800 kalorii dziennie, Aldona doświadczyła przypływu energii.
– Moja rodzina się dziwi: „Jak to możliwe? Przecież ty nie jesz normalnie, same warzywa!” A jednak to działa. Czuję się lżejsza – mówi z uśmiechem Aldona.
Dodaje, że nigdy nie była rannym ptaszkiem, a w Zaborówcu wstawała o 5:30 i miała energię na dwugodzinne spacery po okolicznych lasach.
Przesłanie dla wahających się
Aldona ma jasne przesłanie dla wszystkich, którzy słyszą zaproszenie do zmiany, ale się wahają.
– Nie bójcie się podjąć tego zaproszenia. To musi być w gotowości, w otwartości serca – apeluje.
Jej świadectwo pokazuje, że czasem szukamy czegoś dla ciała, a znajdujemy o wiele więcej – przemianę duchową, wspólnotę ludzi, którzy się wspierają, i doświadczenie Bożej obecności tak silne, że zmienia całe życie.
76-letnia Krystyna z Jastrzębia-Zdroju przyjechała do Zaborówca z problemami z nogami po operacji sprzed 14 lat. Po ośmiu dniach postu Daniela odzyskała kondycję, nauczyła się chodzić z kijkami i planuje przejść całą swoją dzielnicę.
Kiedy pani Krystyna przekroczyła próg Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, miała jedną myśl – wykorzystać „ostatni rok gwarancji” po operacji nóg. Dziś, po ośmiu dniach intensywnej kuracji, ta pełna humoru Ślązaczka planuje przejść z kijkami całą dzielnicę Bzie w rodzinnym Jastrzębiu-Zdroju.
Koleżanka pokazała drogę
Droga do Zaborówca rozpoczęła się od świadectwa koleżanki Moniki, która już po raz trzeci uczestniczyła w rekolekcjach z postem Daniela. To ona zabrała panią Krystynę swoim samochodem, pokonując czterogodzinną trasę ze Śląska.
– Mam już nogi słabe. 14 lat po operacji, 15 rok gwarancji, to znaczy, że ja już przed gwarancją – powiedziała pani Krystyna z charakterystycznym śląskim humorem.
Problemy z nogami sprawiały, że codzienna aktywność stawała się wyzwaniem. W domu brakowało motywacji do systematycznych ćwiczeń, a kondycja z każdym miesiącem była coraz słabsza.
Kijki, które zmieniły wszystko
Najważniejszym przełomem okazały się marsze z kijkami nordic walking pod okiem instruktora. Pani Krystyna przywiozła własne kijki, ale dopiero profesjonalna nauka sprawiła, że poczuła różnicę.
– Widzę, że coraz to mi lepiej idzie. Jak pójdę do domu, to ja myślę, że nie wiem czy jak na tych kijkach to całe Bzie przejdę – mówiła z entuzjazmem.
Po ośmiu dniach intensywnych spacerów i ćwiczeń kondycja znacznie się poprawiła. To, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz stało się realnym celem.
Duchowa odnowa w Zaborówcu
Post Daniela to nie tylko aspekt fizyczny. Dla pani Krystyny równie ważne było doświadczenie duchowe, które przeżyła podczas rekolekcji.
– Nigdy w życiu moim, a już 76 lat przeżyłam, nie miałam czegoś takiego wspaniałego. Wspaniała atmosfera, modlitwa. Jest i duchowo przytyć na duszy i schudnąć na ciele – podkreśliła uczestniczka.
Codzienne spotkania z lekarzem, pogadanki duchowe i wspólna modlitwa stworzyły przestrzeń do głębokiej przemiany. Grupa okazała się wyjątkowo zgrana, a pani Krystyna szybko stała się jej duszą towarzystwa.