Mariusz przyjechał do Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu z pewną dozą niepewności. Jako debiutant nie wiedział, czego się spodziewać po 10-dniowej diecie warzywno-owocowej.
Czasami najpiękniejsze historie zaczynają się od prostego „tak”. Mariusz wypowiedział je swojej żonie, gdy zaproponowała wspólny wyjazd na rekolekcje z postem Daniela. Ona już znała to doświadczenie – dla niego był to zupełnie nowy świat.
Duchowa posługa przy ołtarzu
– Zupełnie inna perspektywa się otwiera, gdy służy się przy ołtarzu – mówi Mariusz, który jako nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej asystował ojcu Piotrowi Różańskiemu podczas rekolekcji.
Wspólna modlitwa psalmami o poranku, codzienna Eucharystia, wieczorne nieszpory – wszystko to tworzyło rytm dnia nastawiony na duchowy rozwój.
Choroba jako część procesu oczyszczenia
Mariusz nie ukrywa, że jego droga nie była łatwa. Przyjechał w dobrej kondycji zdrowotnej, a w trakcie rekolekcji dotkliwie zachorował. Musiał opuszczać niektóre punkty programu, jednak już po kilku dniach odzyskał siły.
– Cieszy mnie ta wolność, że każdy może sobie tutaj regulować sam, wybierać jak chce. Kaplica jest dostępna 24 godziny na dobę – podkreśla uczestnik.
To właśnie ta wolność wyboru stała się dla niego kluczowym odkryciem. Nikt nie był zmuszany do uczestnictwa we wszystkich aktywnościach. Każdy mógł słuchać swojego ciała i ducha.
Dziś Mariusz zachęca innych do odwagi. Do powiedzenia „tak” na propozycję przemiany. Bo czasami jedno słowo może rozpocząć najpiękniejszą historię naszego życia.
Aldona z Warszawy przyjechała do Zaborówca szukać czegoś dla ciała, a znalazła o wiele więcej. Podczas jednej z mszy świętych przeżyła tak głębokie wzruszenie duchowe, że serce biło jej tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi.
Kiedy Aldona kilka dni przed rozpoczęciem rekolekcji znalazła w internecie informację o turnusie w Zaborówcu, nie wahała się długo. Termin idealnie pokrywał się z jej urlopem, a połączenie rekolekcji z postem Daniela wydawało się wręcz wymarzone.
– Początkowo szukałam czegoś bardziej dla ciała, ale jak znalazłam waszą ofertę, zobaczyłam, że są rekolekcje i post. Super, dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedziała Aldona..
Modliła się tylko o jedno – jeśli Pan Bóg chce, by tam pojechała, niech będą jeszcze wolne miejsca. I były.
Siła wspólnoty w trudnych momentach
Turnus okazał się wyjątkowo liczny – około 70 osób wypełniło pomieszczenia Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego. Dla Aldony, która spodziewała się kameralnej grupy, było to zaskoczenie, ale jakże pozytywne.
– Doświadczenie wspólnoty jest niesamowite. W grupie jest raźniej, zwłaszcza podczas diety. Ludzie się motywują, umacniają, dopingują – wspomina Aldona.
Szczególnie ciepło wspomina swoje współlokatorki Olę i Jolę oraz imienniczkę Aldonę, z którą przypadkiem (choć jak mówi – przypadków nie ma) siedziała przy tym samym stole. Ta bliskość i wsparcie okazały się bezcenne, gdy przychodziły momenty kryzysu.
Mistyczne przeżycie podczas Eucharystii
Prawdziwy przełom nastąpił podczas jednej z mszy świętych. Wcześniej Aldona uczestniczyła w spotkaniu z Mieczysławem Guzewiczem, teologiem i doradcą rodzinnym, które mocno ją poruszyło. Ale to, co wydarzyło się później, przekroczyło wszystkie jej oczekiwania.
– Ojciec Piotr powiedział podczas kazania, że jeśli czujemy zaproszenie do zmiany, to zmieniamy imię i odtąd jesteśmy córką i synem Bożym. Wtedy poczułam falę wzruszenia – relacjonuje.
To, co nastąpiło potem, trudno jej opisać słowami. Wzruszenie było tak silne, że trwało do końca mszy. Podczas przeistoczenia serce biło tak mocno, że myślała, iż wyskoczy z klatki piersiowej. Prądy przeszywały całe ciało.
– To było mistyczne, mocne doświadczenie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje – przyznaje Aldona.
Energia mimo niskokalorycznej diety
Post Daniela, polegający na 10-dniowej diecie warzywno-owocowej, przyniósł zaskakujące efekty. Mimo spożywania zaledwie 400-800 kalorii dziennie, Aldona doświadczyła przypływu energii.
– Moja rodzina się dziwi: „Jak to możliwe? Przecież ty nie jesz normalnie, same warzywa!” A jednak to działa. Czuję się lżejsza – mówi z uśmiechem Aldona.
Dodaje, że nigdy nie była rannym ptaszkiem, a w Zaborówcu wstawała o 5:30 i miała energię na dwugodzinne spacery po okolicznych lasach.
Przesłanie dla wahających się
Aldona ma jasne przesłanie dla wszystkich, którzy słyszą zaproszenie do zmiany, ale się wahają.
– Nie bójcie się podjąć tego zaproszenia. To musi być w gotowości, w otwartości serca – apeluje.
Jej świadectwo pokazuje, że czasem szukamy czegoś dla ciała, a znajdujemy o wiele więcej – przemianę duchową, wspólnotę ludzi, którzy się wspierają, i doświadczenie Bożej obecności tak silne, że zmienia całe życie.
76-letnia Krystyna z Jastrzębia-Zdroju przyjechała do Zaborówca z problemami z nogami po operacji sprzed 14 lat. Po ośmiu dniach postu Daniela odzyskała kondycję, nauczyła się chodzić z kijkami i planuje przejść całą swoją dzielnicę.
Kiedy pani Krystyna przekroczyła próg Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, miała jedną myśl – wykorzystać „ostatni rok gwarancji” po operacji nóg. Dziś, po ośmiu dniach intensywnej kuracji, ta pełna humoru Ślązaczka planuje przejść z kijkami całą dzielnicę Bzie w rodzinnym Jastrzębiu-Zdroju.
Koleżanka pokazała drogę
Droga do Zaborówca rozpoczęła się od świadectwa koleżanki Moniki, która już po raz trzeci uczestniczyła w rekolekcjach z postem Daniela. To ona zabrała panią Krystynę swoim samochodem, pokonując czterogodzinną trasę ze Śląska.
– Mam już nogi słabe. 14 lat po operacji, 15 rok gwarancji, to znaczy, że ja już przed gwarancją – powiedziała pani Krystyna z charakterystycznym śląskim humorem.
Problemy z nogami sprawiały, że codzienna aktywność stawała się wyzwaniem. W domu brakowało motywacji do systematycznych ćwiczeń, a kondycja z każdym miesiącem była coraz słabsza.
Kijki, które zmieniły wszystko
Najważniejszym przełomem okazały się marsze z kijkami nordic walking pod okiem instruktora. Pani Krystyna przywiozła własne kijki, ale dopiero profesjonalna nauka sprawiła, że poczuła różnicę.
– Widzę, że coraz to mi lepiej idzie. Jak pójdę do domu, to ja myślę, że nie wiem czy jak na tych kijkach to całe Bzie przejdę – mówiła z entuzjazmem.
Po ośmiu dniach intensywnych spacerów i ćwiczeń kondycja znacznie się poprawiła. To, co wcześniej wydawało się niemożliwe, teraz stało się realnym celem.
Duchowa odnowa w Zaborówcu
Post Daniela to nie tylko aspekt fizyczny. Dla pani Krystyny równie ważne było doświadczenie duchowe, które przeżyła podczas rekolekcji.
– Nigdy w życiu moim, a już 76 lat przeżyłam, nie miałam czegoś takiego wspaniałego. Wspaniała atmosfera, modlitwa. Jest i duchowo przytyć na duszy i schudnąć na ciele – podkreśliła uczestniczka.
Codzienne spotkania z lekarzem, pogadanki duchowe i wspólna modlitwa stworzyły przestrzeń do głębokiej przemiany. Grupa okazała się wyjątkowo zgrana, a pani Krystyna szybko stała się jej duszą towarzystwa.
Anna z Rościnna przyjechała do Zaborówca o kulach i z wysokim ciśnieniem. Po 10 dniach rekolekcji z postem Daniela mówi o cudzie, który się wydarzył – zarówno w jej ciele, jak i duszy.
Gdy Anna pierwszy raz przekroczyła próg Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego w Zaborówcu, płakała przez kilka dni. Nie z bólu czy rozpaczy, ale ze szczęścia, że w końcu tu dotarła. – Ciągle coś stawało na przeszkodzie. Ostatnio nie dysponowałam fizycznie – wspomina 68-letnia mieszkanka Rościnna koło Skoków.
Dramatyczna diagnoza
Droga do Zaborówca rozpoczęła się w szpitalu, gdzie Anna miała przejść operację. Lekarze odwołali zabieg z powodu niebezpiecznie wysokiego ciśnienia krwi. – Ciśnienie było tak wysokie, że nie pozwolono mi się zoperować. Kazano mi się wyleczyć – opowiada.
Stan zdrowia Anny pogarszał się od lat. Wszystko zaczęło się 27 lat temu podczas porodu trzeciego dziecka. – Podpisywałam zgodę na „cesarkę”, ale w bólu człowiek wszystko zrobi. Podwiązano mi jajniki bez mojej wiedzy – zdradza dramatyczne szczegóły.
Konsekwencje tego zabiegu były dramatyczne. Anna zaczęła cierpieć na depresję, wysokie nadciśnienie, problemy z woreczkiem żółciowym. – Czułam wyraźnie, że dosłownie mózg mi drętwieje, i zanosiło się niestety na Alzheimera – mówi, wskazując na głowę.
Wsparcie rodziny
To właśnie bliscy zmotywowali Annę do wyjazdu. – Córka widziała: znowu gotujesz, znowu coś robisz. Mówiła, że mam zadbać o siebie – wspomina. Gdy zobaczyła ogłoszenie o rekolekcjach z postem Daniela pod patronatem świętej Urszuli Ledóchowskiej, od razu wiedziała, że to miejsce dla niej.
Święta Urszula była jej bliska od lat. – Rozkochałam się w niej, gdy przeczytałam książkę „Dzieci rosną na kolanach matek”. Ona mnie napawała taką radością, że można było połączyć modlitwę z fajną pracą – wyjaśnia Anna.
Przełom w Zaborówcu
Pierwsze dni postu Daniela były trudne. Anna borykała się z kryzysami ozdrowieńczymi typowymi dla początku kuracji. Jednak już po kilku dniach nastąpił przełom. – Wczoraj osiągnęłam wynik ciśnienia 80/120. Przez cały czas na tabletkach miałam 100/160 – mówi z radością.
Ale zmiany dotyczyły nie tylko ciała. – Półpasiec jakbym miała, tak się czułam, nie mogłam wstawać i dosłownie tutaj się rozeszło – opowiada o ustąpieniu dolegliwości, które męczyły ją latami.
Tematem przewodnim rekolekcji prowadzonych przez ojca Janusza Chwasta były osiem błogosławieństw. – Każdy dzień płakałam ze szczęścia. Coś dla siebie można było znaleźć. Rozważania ojca ubogaciły mnie i pobudziły do wybaczenia sobie – przyznaje Anna.
W Zaborówcu odnalazła spokój, którego szukała od lat. – Mama Urszula dawała nam taki spokój swojski, taką łagodność. Poczułam się bezpieczna w tej miejscowości – mówi o atmosferze domu rekolekcyjnego.
Nowe życie
Po 10 dniach Anna jest jak odmieniona. Zniknęły opuchnięcia, ustąpiły bóle, ciśnienie się unormowało. – Jestem szczęśliwa, bo naprawdę dosłownie już bym chciała tutaj zostać. Tak mi tu dobrze, tak pięknie – nie kryje wzruszenia.
Jej historia to świadectwo, że nigdy nie jest za późno na zmianę. Post Daniela, wsparcie wspólnoty i modlitwa przyniosły efekty, których nie udało się osiągnąć latami leczenia farmakologicznego.
Para z Raciborza po raz dwudziesty uczestniczyła w rekolekcjach z postem Daniela. Ela i Jerzy dzielą się doświadczeniami z diety warzywno-owocowej połączonej z duchowym rozwojem.
Nad jeziorem w Wieleniu, w malowniczej scenerii przyrody, Ela i Jerzy z Raciborza opowiedzieli nam o swoim wyjątkowym doświadczeniu. Para, mimo młodego wyglądu, to weterani rekolekcji z postem Daniela – uczestniczyli w nich ponad 20 razy.
Przełomowy pierwszy raz
Pierwsze spotkanie z dietą warzywno-owocową było dla małżeństwa szokiem. Po powrocie do domu całkowicie zmienili styl życia i odżywiania. Postanowili, że każdy urlop będą spędzać w sposób łączący troskę o ciało i ducha.
– Byliśmy też na takim wyjeździe komercyjnym i tam było właściwie tylko ciało, i czegoś brakowało – wspomina Ela.
Poszukiwania równowagi doprowadziły ich do Zaborówca, który stał się stałym punktem na mapie ich duchowej wędrówki.
Fenomen wspólnoty
Zaborówiec okazał się miejscem szczególnym. Ela nazywa go „wyspą życzliwości”, gdzie ludzie są dla siebie dobrzy i pomocni. Każdy turnus przynosi nowe doświadczenia, choć schemat diety pozostaje podobny.
– Pod koniec to właściwie wszyscy rozmawiają o przepisach – co sobie zrobią, jakie to danie by zjedli, jakie ciasto by upiekli – opowiada z uśmiechem Ela.
Jerzy, emeryt wciąż aktywny zawodowo, znalazł to miejsce przez internet. I choć Zaborówiec i Racibórz dzieli niemal 300 kilometrów, para wciąż tu wraca.
Równowaga w codzienności
Po latach praktyki para wypracowała zdrową równowagę. Nie doświadczają efektu jojo, choć przyznają, że pokusy się zdarzają. Ela przytacza słowa ojca Florencjana o pokusie na kawę, która może zaraz minąć.
– Jest czas na umartwianie, jest czas na świętowanie – podkreśla Ela, nawiązując do Księgi Koheleta.
W Zaborówcu odkryli sklep z naturalnymi produktami, gdzie zaopatrują się po zakończeniu turnusu.
Dla kogo Zaborówiec?
Ela szczerze przyznaje, że miejsce nie jest dla wszystkich. Osoby szukające komercyjnej rozrywki, dla których urlop to głównie jedzenie i zabawy, mogą się rozczarować. Choć wieczory radości też się odbywają, mają inny charakter.
– Jak myśmy byli na komercyjnych to był taki trójkąt: stołówka, waga, WC – żartuje Ela.
W Zaborówcu utrata wagi to tylko wartość dodana. Liczy się regulacja ciśnienia, cholesterolu, poziomu cukru i oczyszczenie organizmu z toksyn.
Rekolekcje w Zaborówcu to czas wyciszenia i refleksji nad pędzącym życiem. To miejsce, gdzie można naładować akumulatory na cały rok. Motto ośrodka najlepiej oddaje istotę pobytu: „Przytyć na duszy, schudnąć na ciele”.
Siostra Jordana, przez 27 lat misjonarka w Boliwii, opowiedziała nam o swojej pracy w Centrum Medycyny Naturalnej i obecnej posłudze w Domu Nadziei w Polsce.
Z Boliwii do Polski – droga misjonarki
Pierwsze kroki siostry Jordany w Zaborówcu sięgają co najmniej 15 lat wstecz. Wtedy była jeszcze misjonarką w Boliwii, a do Polski przyjechała jedynie na wakacje. Przez 27 lat pracowała w różnych regionach tego południowoamerykańskiego kraju – na Altiplano, w górzystych Yungas oraz na obrzeżach Cochabamby.
– Zajmowałam się różnymi rzeczami. Jedną z takich moich pasji w Boliwii była medycyna naturalna oraz prowadzenie Centrum Medycyny Naturalnej, gdzie też przyjmowaliśmy ludzi jak tutaj w Zaborówcu na 10 dni na oczyszczenie – wspomina siostra Jordana.
Dieta oczyszczająca w tropikach
W boliwijskim centrum stosowano dietę opartą głównie na owocach. Rano pacjenci pili wodę z cytryną zamiast octu jabłkowego znanego z polskiej wersji diety. Na śniadanie podawano koktajle owocowe z papai, melona i innych tropikalnych owoców.
Leczenie duszy i ciała
Centrum Medycyny Naturalnej nie skupiało się wyłącznie na oczyszczaniu organizmu. Chodziło o całościową przemianę człowieka.
– Nie możemy rozdzielić ciała od ducha. Jesteśmy jednością. No więc często korzeń problemu zdrowotnego nie jest fizyczny. Może być to nawet brak przebaczenia – podkreśla siostra.
W czasie pobytu pacjenci pracowali nad zmianą stylu życia. Celem było dotarcie do źródła problemów, a nie tylko leczenie objawów.
Życie wśród migrantów
Ostatnie 13 lat misji siostra Jordana spędziła na obrzeżach Cochabamby, w dzielnicy, która dopiero powstawała. Wraz z innymi siostrami budowały tam wspólnotę od podstaw.
– Uczestniczyłyśmy tam w ich codziennym życiu, też w życiu… tego wszystkiego, co było życiem tych ludzi, którzy w większości byli migrantami z wiosek – opowiada o pracy wśród społeczności przenoszącej się z wysokości 4000 metrów do miasta położonego na 2500 metrach.
Dzięki pomocy dobrodziejów udało się wybudować stołówkę, świetlicę i małe Centrum Medycyny Naturalnej. Siostry prowadziły zajęcia dla dzieci i kobiet, przygotowywały do sakramentów.
– Dlatego jak my stamtąd odchodziłyśmy, to ludzie o nas zawsze mówili „nasze siostry” – ze wzruszeniem wspomina więź, jaka wytworzyła się z mieszkańcami.
Nowa misja w Polsce
Po powrocie do Polski siostra Jordana nie zakończyła swojej misji. Obecnie pracuje w Domu Nadziei – placówce pomagającej osobom wychodzącym z nałogów.
– Mamy dwa Domy Nadziei. Jeden w Dylakach koło Ozimka – to jest dom, w którym mieszkamy, dzielimy życie z ludźmi, którzy wychodzą z nałogów, z narkomanii, z alkoholizmu – opisuje swoją obecną posługę.
Drugi Dom Nadziei w Opolu służy osobom w kryzysie bezdomności. Oferuje ciepłe posiłki, możliwość wykąpania się, czyste ubrania i wsparcie duchowe.
Post Daniela w Zaborówcu
Podczas rekolekcji w Zaborówcu siostra Jordana uczestniczy w poście Daniela. Program obejmuje dietę warzywno-owocową, jazdę na rowerze, spacery i gimnastykę.
Rekolekcje łączą aspekt fizyczny z duchowym. Jest czas na modlitwę osobistą i wspólnotową. Uczestnicy modlą się za sprawy ważne dla Polski oraz za misje.